środa, 15 czerwca 2016

1. Żegnaj Hiszpanio witaj Polonio.

Siedziałam w tej PIEPRZONEJ taksówce i na poziomie profesjonalnym ignorowałam trajkotanie mojej mamy. Zapewne znowu mówiła do mnie coś po polsku, aby lepiej "zapoznać mnie z językiem".Jakby to, że przez calutki rok przychodziła do mnie jej koleżanka - Polka, ucząc mnie go CO DZIENNIE, nie starczało. Trzysta sześćdziesiąt godzinnych, indywidualnych lekcji zdecydowanie wystarczyło abym nauczyła się w miarę porozumiewać po polsku. Tym bardziej, że posiadam smykałkę do języków obcych i uczenie się ich przychodzi mi z łatwością. Ale oczywiście moja mama tego nie rozumie. Ona nic nie rozumie. Nie rozumie nawet tego, że rujnuje moje życie tą całą przeprowadzką. CHOLERA! W polskim podoba mi się to rozszerzone pole do popisu w przeklinaniu, bo tylko wulgaryzmy cisną mi się teraz na usta. A co innego miałabym mówić, kiedy moje serce jest rozdarte na milion kawałeczków? Sama już nie wiem czego siedzi we mnie więcej? Złości, czy smutku i rozżalenia? Jestem wściekła na swoją rodzicielkę za to, że układa sobie życie nie zważając na to co czuję...
Karola poznała 2 lata temu, kiedy była w Warszawie na wyjeździe służbowym. Oczywiście jak to w tanich romansidłach bywa, poznali się przypadkiem i tak jakoś zakochali. Rok temu podjęli decyzje o ślubie... Bardzo spontaniczną i nie do końca przemyślaną decyzję, moim skromnym zdaniem. Ale oni twierdzą, że są sobie przeznaczeni i nie ma na co czekać Kiedy mama powiedziała mi, że wyprowadzamy się do Polski, mój świat się zawalił. Postanowiła, że zostaniemy w Hiszpanii do końca roku szkolnego i wakacji, abym miała czas nauczyć się języka i przygotować na tę wielką zmianę. SZLACHETNIE Z ICH STRONY, prawda? Jednak rok minął bardzo szybko. Zdecydowanie za szybko, jak na pożegnanie się z wszystkimi znajomymi, calutką rodziną, moją najukochańszą w świecie przyjaciółką i z nim - miłością mojego życia.  PIERDZIELE! 2 LATA BYCIA RAZEM, aby teraz wszystko się rozwaliło przez moją głupią przeprowadzkę! "Przepraszam Cię Laura, ale... przemyślałem to sobie i na odległość... To nie będzie miało sensu. Chyba lepiej będzie, jak zostaniemy przyjaciółmi". Te słowa pozostaną w mojej głowie do końca mojego marnego życia i jestem pewna, że za każdym razem będą boleć tak samo! Od zerwania minęło już przecież kilka miesięcy. Gdyby miało mi przejść, już dawno by przeszło, a tymczasem tęsknota mnie rozbraja. Niczego nie pragnę tak bardzo jak bycia z nim i zostania tu - w Madrycie.
- Laura! - z rozmyśleń wyrwał mnie dopiero lekko podniesiony ton głosu mamy. - Mówię do ciebie przecież. Dlaczego mnie nie słuchasz?
- A ty mnie słuchasz, kiedy coś do ciebie mówię? - zapytałam z wyraźną ironią w głosie.
-Nie pyskuj Laura. - odparła już trochę łagodniej.
- Będę robiła i mówiła to na co mam ochotę. - bąknęłam.
- Nie tym tonem, dziecko.
Zignorowałam tę uwagę i wcisnęłam do uszu słuchawki. Ustawiwszy głośność na MAXIMUM, oparłam głowę o oparcie siedzenia i i wyjrzałam przez okno, pomimo tego, że wszystkie widoki widziałam jakby były zamazane, bo pod powiekami zbierały mi się łzy. Popłynęły mi po policzkach, więc zamknęłam oczy. Nie wiem kiedy, ale na małą chwilę musiałam przysnąć. Nie na długo, bo na lotnisko nie miałam znów, aż tak daleko. Obudziłam się dopiero, kiedy ktoś wyjął mi z uszu słuchawki. Co się okazało - była to sprawka mojej mamy stającej na de mną, w otwartych drzwiach taksówki. 
- Wysiadamy Laura. - powiedziała łagodnym tonem, jakby zapomniała o kłótni sprzed chwili. 
- Ta... - mruknęłam i przetarłam zaspane oczy. - Już idę.
Lotnisko w Madrycie odwiedzałam już nie po raz pierwszy, jednak nigdy nie wywoływało u mnie takich odczuć, jak dziś. Kiedy byłam tu po raz pierwszy - jako pięciolatka, lecieliśmy do Paryża, na urodziny ciotki. Wtedy czułam lekki strach związany z pierwszym lotem, połączony z ekscytacją. Zawsze lubiłam podróże i loty samolotem. Dzisiaj najchętniej wzięłabym nogi za pas i uciekła od tego miejsca jak najdalej. Sama myśl o tym, że jeszcze dziś wieczorem znajdę się  w Polsce, przyprawiła mnie o dreszcze. Po raz kolejny zapiekły mnie oczy i miałam ochotę płakać jak dziecko, jednak nawet nie miałam na to czasu,.bo już musiałam pójść na odprawę. Panie, których praca polega na próbowaniu wyszukać się u kogoś czegoś, czego nie można przenieść na pokład samolotu, niczego u nas nie znalazły - jak chyba w większości przypadkach. Razem z mamą usiadłyśmy na dość niewygodnych krzesłach i czekałyśmy na nasz samolot do Warszawy.
- Hej... rozchmurz się trochę. - odezwała się. Nie rozumiem tego, dlaczego myśli, że swoim przesłodzonym głosem mnie udobrucha, kiedy ja jestem na nią zwyczajnie wściekła. 
- Nie mam nastroju na dobry humor.
- Córeczko... Nie możesz mieć mi za złe tego, że chcę ułożyć sobie życie na nowo. - powiedziała, a bardziej jęknęła.
- Masz racje. - spojrzałam jej prosto w oczy.- Ale to, że rujnujesz mi życie, każesz rozstawać się z najlepszą przyjaciółką i to, że z twojej winy zerwał ze mną Pablo już mogę mieć ci za złe, co? 
- Gdyby cię kochał, nie zostawiłby cię Laura. - odpowiedziała w pośpiechu, ale w jej spojrzeniu dało się zauważyć, że żałuje tych słów.
- Przesadziłaś mamo. - szepnęłam, bo tylko na szept mogłam się zdobyć. Poczułam jakby wielka gula utknęła mi w gardle. Wstałam ze swojego miejsca, z zamiarem przeniesienia się na drugi koniec korytarza.
- Przepraszam... - powiedziała z kruchą. 
- Daj spokój. Mówisz to, co myślisz. - po tych słowach, tak jak planowałam, poszłam w innym kierunku. 
Usiadłam na jednym z miejsc i postanowiłam posłuchać muzyki. Niestety historia lubi się powtarzać, bo gdy tylko zamknęłam oczy, słuchawki z uszy wyciągnęła mi mama, oznajmiając, że idziemy do samolotu.
Tam szybko usnęłam. Byłam zmęczona pożegnaniami, a od ciągłego płaczu bolała mnie głowa. Nigdy wcześniej nie zasnęłam podczas lotu, bo zawsze podziwiałam widoki zza okna. Dziś nie miałam na to najmniejszej ochoty, więc po prostu dałam się porwać w objęcia Morfeusza. 

Z lotniska odebrał nas Karol. Mama od razu rzuciła się mu w objęcia, ja natomiast wolałam poczekać sobie na walizki, aż podjadą do mnie na taśmie. 
- Hola Laura! - narzeczony mamy podszedł do mnie i uściskał. 
- Umiem mówić po Polsku Karol. - westchnęłam i odwzajemniłam uścisk. 
- Chciał być miły. - skarciła mnie rodzicielka. 
- Wiem, przepraszam Karol. - mężczyzna pozwolił mi mówić do siebie po imieniu. - Miałam ciężki dzień. 
- Podejrzewam. - uśmiechnął się, dając mi do zrozumienia, że doskonale mnie rozumie. - Jak minął wam lot?- szybko zmienił temat. 
- Laura cały czas spała. - zaśmiała się mama, wtulając w jego ramię. Musiała się za nim bardzo stęsknić.
- Walizki już są. - zawołałam, a nasze gołąbeczki pomogły mi z bagażem. 
Zanieśliśmy wszystko do czerwonego Audi Karola, po czym wsiedliśmy do niego. 








Hej hej. Przed wami rozdział pierwszy. Wyszedł bardzo króciutko, ale to dlatego, że chciałam was zapoznać z moim stylem pisania, zapytać czy takowy wam odpowiada i spytać, czy wolicie czytać krótkie czy dłuższe rozdziały? Jeżeli wolelibyście dłuższe to piszcie, a będą dłuższe. 
No i oczywiście chciałam zapytać jak wam się podoba? Wszelkie sugestię i uwagi piszcie proszę w komentarzach, a postaram się dostosować. Miłego dnia :*


Laura Lauren <3

2 komentarze:

  1. Hej Laura Lauren!
    Dopiero co odkryłam Twojego bloga i bardzo mnie zainteresował. Fajnie się zapowiada. Ciekawi mnie co będzie dalej, więc lecę czytać dalej.
    ~Shiny~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej Shiny!!!
      Bardzo się cieszę, że się podoba, mam nadzieje, że zostaniesz na dłużej :*

      LAURA LAUREN <3

      Usuń