niedziela, 31 lipca 2016

4 "NAJWYŻEJ ZAUROCZENIE!!!"

Kiedy tylko weszłam do swojego pokoju rzuciłam torbę w kont i szybko zasiadłam do biurka, odpalając laptopa. Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie. Wskazywał 15:50... Pomyślałam przez chwilę, próbując sobie przypomnieć czy Marcela jest już w domu po skończonych zajęciach. W końcu nie mogłam się zdecydować czy dziś kończy o 16:00, czy 15:00 więc kiedy tylko sprzęt odpalił, zalogowałam się na swoje konto. Ledwo co zaznaczyłam, że jestem "dostępna", a na ekranie już pojawiło się zdjęcie mojej przyjaciółki, dzwoniącej do mnie. Zaśmiałam się sama do siebie, wyobrażając sobie Marcelę, wpatrzoną w monitor komputera i oczekującą aż w końcu się pojawię. Wyszczerzyłam się w ogromnym uśmiechu, kiedy zobaczyłam przed sobą rozentuzjazmowaną dziewczynę, machającą do mnie energicznie.
- Cześć Laura!!!! - krzyknęła na cały głos. - Jak ja się za tobą stęskniłam, no nie wyobrażasz sobie! Kiedy przyjedziesz?
- Marcela... - westchnęłam, - Dopiero tu przyjechałam. Wątpię, że zawitam w Hiszpanii jeszcze przed świętami...- zauważyłam, że ją tym zasmuciłam. Mi samej mina zrzedła, kiedy pomyślałam ile to czasu. - Ale się postaram. Może uda mi się uciec do was na jakiś weekend.
- OBY!
- Postaram się, obiecuję.- zapewniłam wyciągając przed siebie rękę i unosząc mały paluszek. Ona  zrobiła to samo. Gdyby nie dzielił nas teraz ekran, splotłybyśmy je, na znak przysięgi. - A co mi chciałaś tak ważnego powiedzieć?
- SERGIO!!!!  - wrzasnęła przejęta.
- Co z nim? - zmarszczyłam brwi, obawiając się złych wieści. Sergio to chłopak, który podoba się Marceli już od dwóch lat, ale przez cały czas nie miała odwagi do niego zagadać. On też nie zwracał na nią uwagi, mimo że mieszkają po sąsiedzku.
- Zaprosił mnie na randkę!!!!
- Że co?! - jak to usłyszałam, to aż wstałam z krzesła z takim impetem, że to - na swoich kółkach, pojechało na drugi koniec pokoju - Poważnie?!
- A co ty taka zdziwiona?- prychnęła, udając urażoną, ale po chwili zaśmiała się, sama z siebie.- Jestem taka szczęśliwa! - tak, to było widać.
- Ja też kochana. Super to słyszeć. - szczerze nie pomyślałabym, że jeśli Marcela sama do niego nie podejdzie, to ten to zrobi. W końcu od dwóch lat się w nim podkochiwała, a on zdawał się jej nie zauważać. A tu proszę. Propozycja randki! - Gdzie Cię zaprosił?
-  Do wesołego miasteczka. Tak się umówiliśmy. Będzie po mnie za trzy godziny.
- CO? Ale jak to, chyba najpierw musisz się przygotować!
- Pomożesz w wyborze ciuchów?
- Zawsze pomagam.- puściłam do niej oczko, a ona wdzięcznie się uśmiechnęła i podeszła do szafy w swoim pokoju. W tym czasie ja zabrałam krzesło i postawiłam z powrotem bliżej biurka, po czym na nim usiadłam.
- Co myślisz? - podbiegła do kamerki tak szybko, że aż ekran mi się zaciął i przez chwilę nic nie widziałam. Później jednak zobaczyłam sukienkę w kolorze fuksji, była wykonana z delikatnego materiału, miała wydłużany tył, przód był mniej więcej przed kolanko. Do tego moim oczom ukazały się beżowe buty na obcasie i platformie.
-  Pójdziesz odstrojona jak na bal do wesołego miasteczka?- zaśmiałam się.
- A to? -  pojawiła się z białą bluzką na ramiączkach, zwiewną spódniczką w kwiatki, oraz jasnymi balerinkami.
- Marcela... westchnęłam.- Uważam, że najrozsądniej będzie ubrać spodnie... A co jeśli zabierze Cię no nie wiem... na karuzele? Wyyysokie? - spojrzałam na nią znacząca, a ta zrobiła zrezygnowaną minę. Dobrze wiem, że moja przyjaciółka preferuje w dziewczęcym stylu ubierania się, ale chyba też była mojego zdania.
- A co jeśli on przyjdzie w garniaku, bo się okaże, że idziemy do restauracji? - jęknęła zawiedziona, że nie może się wystroić dla swojego ukochanego.
- To mniej w pogotowiu sukienkę.- uśmiechnęłam się.
- To może to? Tak jako plan A. - pokazała mi niebieską koszulę na ramiączkach, zawiązywaną na dole, jeansowe krótkie spodenki, oraz białe trampki.
- No... ładnie i praktycznie.- uniosłam kciuk w górę.
- Sama nie wiem. Ale moją kieckę mam na wieszaku, tak w razie jakby co.
- Na następną randkę pójdziecie do restauracji. - uśmiechnęłam się, a tej znów pojawił się promienny uśmiech na twarzy.
- Myślisz, że pójdziemy na kolejną? - spytała z nadzieją w głosie.
- Jasne, że tak...- zaczęłam, lecz nie zdążyłam skończyć swojej myśli, bo ktoś zapukał do drzwi. Odwróciłam się w ich stronę mówiąc "proszę" i wtedy moim oczom ukazał się ON! Moje ciało znów odmówiło mi posłuszeństwa i zesztywniało, za to serce biło tak mocno, że aż obawiałam się, że Filip je słyszy, choć to było zupełnie absurdalne.
- Hej Laura. - uśmiechnął się do mnie serdecznie, a ja dziękowałam Bogu, że teraz siedzę, bo z pewnością bym się przewróciła. Od tego uśmiechu zakręciło mi się w głowie. Był tak nieziemsko piękny.
- Cze- cześć.- znów się jąkałam, mając nadzieję, iż chłopak myśli sobie, że to przez mój niedoskonały Polski.
- Słuchaj, bo rozmawiałem z tatą i twoją mamą- spoglądał na mnie, ilustrując zapewne, czy wszystko rozumiem. Nie wiem dlaczego wydawał się być bardzo zmieszany. - Ponoć jeszcze nikt nie oprowadził Cię po mieście. - przegryzł dolną wargę i patrzył na mnie badawczo.
- No w sumie Lena troszkę. Ale to tylko w drodze do szkoły. - ominęłam fakt, że i tak totalnie odpłynęłam i niespecjalnie ją słuchałam.
- No to może ja zrobię to po obiedzie, co ty na to? Jeszcze nie mieliśmy okazji się lepiej poznać.
- Jasne.- powiedziałam, zdecydowanie zbyt entuzjastycznie. - Helena pewnie i tak pójdzie gdzieś z Antkiem.- zaśmiałam się nerwowo.
- Super. To ja nie przeszkadzam, widzę, że jesteś zajęta - uśmiechnął się i wskazał na laptop. Szczerze? Zupełnie zapomniałam, że Marcela na mnie czeka...
- Tak właśnie... - odparłam zawstydzona.
- Jasne...- posłał mi przelotny uśmiech. - Do zobaczenia na obiedzie. - puścił do mnie perskie oko, a ja poczułam jak miękną mi kolana. Za to oczywiście chciałam sobie porządnie walnąć, ale sobie odpuściłam. Kiedy wyszedł z pokoju odwróciłam się do Marceli, która patrzyła na mnie podejrzliwie.
- Co? - spytałam, udając, że wszystko gra.
- Co to było?- uniosła brwi i przymrużyła oczy.
- Nie co, a kto? - zaśmiałam się starając przewrócić całą sytuację w żart.- Syn Karola. Ma 18 lat. Nazywa się Filip.
- Całkiem przystojny.
- Ta... Chyba może być. - wymamrotałam.
- Podoba ci się, hmm?- poruszała zabawnie brwiami. Poczułam jak moją twarz zalewają rumieńce.
- JASNE, ŻE NIE!
- Jestem twoją przyjaciółką widzę przecież. Nie podoba mi się to, że mnie okłamujesz.- skrzyżowała ręce na piersi, robiąc przy tym groźną minę.
- No ok...- westchnęłam. - Nie wiem co się ze mną dzieje, ale jak go widzę to totalnie odpływam.
- Miałam tak z Sergio.- rozmarzyła się i westchnęła. - Ale do rzeczy. PODOBA CI SIĘ FILIP!
- Marcela nie przesadzaj!- krzyknęłam. - Nawet nie wiesz jak mi potwornie głupio, że tak na niego reaguje!
- Dlaczego ci głupio?- zmarszczyła czoło.
- Pablo...- westchnęłam, a do moich oczu napłynęły łzy. - czuję się fatalnie, mam okropne wrażenie, że robię coś przeciwko niemu.
- Pablo z tobą zerwał Laura.- fuknęła wkurzona. Moja przyjaciółka zawsze lubiła Hiszpana, ale w momencie gdy ten postanowił się ze mną rozstać ze względu na przeprowadzkę, nabrała wielkiej niechęci do niego. - Minęło już kilka miesięcy, masz prawo być z kimś innym.
- Nie chce być z kimś innym, ok? - również się zdenerwowałam. - Kocham Pablo i czuje wstyd, gdy patrząc na Filipa odpływam.
- Miłość od pierwszego wejrzenia.- pisnęła przejęta.
- WCALE, ŻE NIE MIŁOŚĆ. Porąbało Cię? NAJWYŻEJ ZAUROCZENIE.
- Mów co chcesz. Prawda jest taka, że już dawno byś o nim zapomniała, gdybyś dopuściła do siebie myśl, że to koniec z Pablo. Jestem pewna, że gdybyś się postarała już podbijałabyś do Filipa.
 - PRZESTAŃ MARCELA! FILIP BĘDZIE MOIM BRATEM. CO TY MASZ Z GŁOWĄ?
- Geny was nie łączą.- mruknęła. - Moglibyście być parą.
- Ty i ta twoja logika.- zaśmiałam się, bo cała złość mi przeszła jak ręką odjąć. - Co by ludzie powiedzieli?
- A ty jak zwykle musisz przejmować się opinią publiczną. - wywróciła teatralnie oczami.- Nie takie rzeczy się na świecie dzieją. Pogadają i przestaną gadać.- wyszczerzyła zęby.
- O czym my mówimy?- walnęłam się z otwartej dłoni w czoło.- Kocham Pablo. A Filip? o Jejki jest przystojny i w ogóle to mi trochę w głowie zamotał. Ale to nie zmienia faktu, że kocham...
- Pablo. - przerwała mi z rezygnacją w głosie.
- Właśnie.
W tym momencie w drzwiach pojawiła się Monika i rzuciła niechętnie: "obiad jest na stole", po czym opuściła mój pokój.
- A tej co? - spytała rozbawiona Hiszpanka.
- Nie lubi mnie. - zaśmiałam się. - ze wzajemnością. Idę na ten obiad.
- Powodzenia na randce.- zaśmiała się głupkowato, a gdy ja chciałam jej odpowiedzieć, ta się rozłączyła.
- Co za dziewczyna. - powiedziałam ze westchnięciem i zeszłam na dół - prosto do jadali.
Kiedy się tam pojawiłam wszyscy siedzieli już przy stole. Karol na jego końcu, mama z prawej strony narzeczonego, Monika z lewej ojca, a Filip przy siostrze. Heleny nie było, więc domyśliłam się, że wciąż jest ze swoim chłopakiem. Zajęłam miejsce obok mamy.
- Nasze spotkanie aktualne? - zagadnął chłopak.
- Jak najbardziej. - uśmiechnęłam się nieśmiało i wbiłam wzrok w talerz.
- Jakie spotkanie?- zainteresował się Karol.
- Zaproponowałem Laurze, że oprowadzę ją trochę po Warszawie. - odpowiedział Filip.
- Bardzo dobry pomysł - pochwalił go ojciec.
- Genialny. - zaśmiała się Monika, jakoś dziwnie głupkowato. Spojrzeliśmy na nią wszyscy, ale ona już nic nie powiedziała tylko z zaciśniętymi wargami (zapewne powstrzymując się od ataku śmiechu) grzebała widelcem w sałatce.
Obiad minął w luźnej atmosferze. Karol opowiadał anegdoty związane z pracą, ale nie dokładnie go słuchałam. Mam dziwne wrażenie, że w obecności pewnego osobnika z tejże rodziny, nie potrafię się na niczym skupić. A najgorsze jest to, że nie wiem dlaczego tak się dzieję.
Kiedy wszyscy już zjedli, mama i Karol oznajmili że posprzątają sami, więc podniosłam się ze swojego miejsca i upewniwszy się, czy aby na pewno nie chcą pomocy, niepewnie podeszłam do Filipa.
- Idziemy?- zapytał z uśmiechem, który okropnie mnie onieśmielał.
- Tak.- wydusiłam z siebie. - A gdzie pójdziemy?- dodałam, ogromnie ciesząc się (a jednocześnie denerwując) tym spacerem.
Chłopak zamyślił się przez chwilę, jednak po chwili odpowiedział:
- W sumie to nie wiem... Mogę pokazać Ci okolicę, o najlepsze sklepy raczej pytaj się Leny ona lepiej się na tym zna - zaśmiał się uroczo. - na pewno zabiorę Cię do mojej ulubionej kawiarni, a gwarantuje, że tak Ci się spodoba, że będziesz tam co dziennie.
Oznajmiliśmy rodzicom, że wychodzimy i udaliśmy się ku wyjściu.
- Masz załóż to.- zatrzymując się przy drzwiach, podał mi katanę. - Ochłodziło się trochę.
- Dziękuję.- uśmiechnęłam się na niego wdzięcznie i zarzuciłam na siebie jeansową kurtkę.
- Chodźmy na starówkę, co o tym sądzisz? To całkiem nie daleko, a jest bardzo fajnie. Znaczy tak myślę.
- Pewnie. - zgodziłam się. - Dziś ty prowadzisz.
- Dziś. - zabawnie podkreślił to słowo.
- Yhm... - byłam na siebie zła, że tylko tyle potrafiłam wtedy powiedzieć. O ile można nazwać to wypowiedzią. Od razu zalałam się rumieńcem, bo pomyślałam, że może Filip uważa przez to, że nie mam ochoty na spędzanie z nim tego popołudnia, a ja bardzo miałam na to ochotę. Nie wiedzieć czemu, ale miałam i to o wiele większą niż przyjmuje się za normalną chęć przebywania w sympatycznym towarzystwie.
- Jesteś bardzo nieśmiała jeśli chodzi o poznawanie nowych ludzi prawda? -  zatrzymał się nagle i odwrócił tak, aby stać przodem do mnie. Patrzyłam na niego wielkimi oczami, nie wiedząc co powiedzieć i czułam tylko, jak moje poliki rozpalają się coraz bardziej. - Czy może tylko w moim towarzystwie jesteś taka nieśmiała. - uśmiechnął się zawadiacko.
- N-nie... ja po prostu... - próbowałam jakoś ratować swój tyłek i skleić w miarę NORMALNĄ wypowiedź, ale nie wiedziałam jak się do tego zabrać. Zupełnie jakby cała nauka mówienia po Polsku poszła w las. O ile tylko po Polsku. Nie jestem pewna czy aby i po Hiszpańsku nie potrafiłabym teraz nic powiedzieć. - spokojnie, tylko żartuje. - znowu się uśmiechnął ale tym razem pogodnie i przyjaźnie. - Nie musisz się stresować siostro. - zaśmiał się i ruszył dalej.
Przez chwile stałam i wpatrywałam się w jego sylwetkę powoli się o de mnie oddalającą, ale kiedy stanął i spojrzał na mnie, otrząsnęłam się i ruszyłam za nim.
- To twój ostatni rok w szkole, prawda?- zapytałam, żeby raz na zawsze wyrzucił z głowy myśl o mojej nieśmiałości, gdy jest blisko.
- Tak ostatni.
- I co dalej?- ciągnęłam dalej, udając pewną siebie. On chyba to zauważył bo spojrzał na mnie pobłażliwie, jednak odpowiedział:
- W sumie to jeszcze nie wiem. Na pewno studia. Zapewne te które wybierze tata. W przyszłości zapewne przejmę interes.
- Podoba Ci się to?
- W sumie nawet tak. - wzruszył ramionami. - Niezła kasa, a taka praca całkiem mi odpowiada. Już teraz pomagam mu w firmie, więc wiesz jestem przyzwyczajony. Uważam, że praca to praca. Moje hobby będę rozwijał poza nią.
- Rozumiem... a jakie jest twoje hobby?
- Od dziecka tańczę.
- Naprawdę?! - wręcz pisnęłam, aż kilku przechodniów się na mnie spojrzało, myśląc zapewne że jestem wariatką. W sumie... mieli rację.
- Tak, a co? - spytał rozbawiony moją reakcją.
- Ehm... nie nic. - moja pewność siebie spadła o 99%, a ja spuściłam głowę w dół.
- Tak się nie bawimy, mów. - znowu się zatrzymał.
- Nic takiego.
- Mów.
- No ale...
- No powiedz.- nie dawał za wygraną.
- Ale jesteś uparty. - skrzyżowałam ręce na piersi.
- Ty też. A teraz mów.
- O jeny... westchnęłam. - Nie. - odpowiedziałam stanowczo i ruszyłam dalej (a raczej miałam taki zamiar), ale Filip złapał mnie za nadgarstek, obrócił twarzą do siebie i spojrzał mi w oczy, jakby doskonale wiedział, że wtedy moje nogi miękną, a rozum przestaje myśleć logicznie.
- Powiesz mi w końcu?
- Ok... Ja też tańczę.
- Wiem.- wyszczerzył zęby w triumfalnym uśmiechu i jakby nigdy nic, poszedł dalej.
- Jak to "WIESZ"?
- Mam swoje sposoby.
- Teraz ty mi powiedz, o co chodzi?
- Ty nie chciałaś mi powiedzieć. - dalej się droczył.
- Ale w końcu powiedziałam.
- Wiem od twojej mamy. - przyznał w końcu.
- Dlaczego Ci to powiedziała?
- Bo ją zapytałem.
- A dlaczego pytałeś moją mamę hm? - spojrzałam na niego przenikliwie i zauważyłam, że ten triumfalny wyszczerz zszedł mu z twarzy, a zastąpiło go zmieszanie.
- Tak sobie... spytałem co najbardziej lubisz robić.
- Mogłeś zapytać mnie.
- Ok, więc teraz spytam się o coś Ciebie.
- Zgoda.
- Co ty planujesz robić w przyszłości? Jesteś w liceum artystycznym, więc pewnie wiążesz z tym swoje plany na dalsze życie? - umiejętne zmienił temat, ale już nie chciałam go o to męczyć. Widziałam jaki był zmieszany. To było całkiem urocze.
- Tak owszem zamierzam. Mam w planach zostać dekoratorką wnętrz.
- Naprawdę? - teraz to on się zdziwił.
- Tak, czemu nie? - zmarszczyłam brwi, zastanawiając się co go tak zadziwiło.
- Wiesz, że Lena też ma zamiar nią zostać?
- Poważnie?- wytrzeszczyłam oczy. - Nie miałam pojęcia... - przyznałam. - Ale to by wyjaśniało dlaczego tak cudnie urządziła mi pokój. Widać, że ma dziewczyna gust.
- Projekt był twój. Stwierdziła, że jest bardzo dobry i tylko go odtworzyła. Mi też się bardzo podobał. Obie się do tego nadajecie.
- Dziękuje.
- Jesteśmy - oznajmił, a ja się rozejrzałam.






Witajcie wszyscy :)

Witam was z 4 rozdziałem tej oto historii Laury. Mam nadzieję, że wam się podoba. Jest troszkę krótsza niż pozostałe, ale wiecie jak to jest wakacje, wyjazdy i mniej czasu niż w roku szkolnym :P
Chciałabym poprosić każdego kto tu wszedł i przeczytał, o jakąś szczerą opinię. Trudno jest pisać nie wiedząc co o tym sądzicie. To znaczy mi sprawia to przyjemność, ale nie wiem czy przyjemność sprawia również wam czytanie tego. Mam nadzieję, że tak, ale nawet jeśli nie to proszę napiszcie to w komentarzu pod postem :* z góry dziękuje :)

pozdrawiam i do następnego <3